Press "Enter" to skip to content

Lato i Jesień 2023. Przecinek Przed, Że

czasopismo lakoniczne. powstawało w bólach

Wstęp

Żeby kózka nie skakała, TOBY nóżki nie złamała
(mądrość ludowa, przytoczona w celu polemicznym w wierszu Juliana Tuwima)

To miał być numer góra dwumiesięczny. Niech by było, że letni – wakacyjny. Ale jest dwuporowy. Niby jest półroczny, ale nie dwukwartalny, a zatem dwuporowość to nowy neologizm, dlatego jako taki podkreśla się ciągle jeszcze czerwonym szlaczkiem. Sam się nie podkreśla. Podkreśla go system. Dwuporowość jest dobrym rozwiązaniem.
Jest panaceumem.
Dwuporowość jest ratunkiem zastosowanym niemalże ourself.
Przytoczona dwutorowość jest odpowiedzią ostateczną w przedmiotowej sprawie, gdy chodzi o eskalację tiretów w dniu dzisiejszym. Jest manifestem. Jest wykrzykiem, który się zadziewa tu i teraz.

A TO WSZYSTKO OZNACZA, ŻE JESTEŚMY
CZERWIEC-LIPIEC-SIERPIEŃ-WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK-LISTOPAD-GRUDZIEŃ

a co do dokładności:
21 czerwca – 22 grudnia

To ewenement. Cisza przed burzą albo zapowiedź zupełnego upadku. Na co stawiasz, Czytelniku?

MIMO ŻE na lato

Redaktor, mimo że kiedyś poeta, nie rozumie literatury. Przestał rozumieć. Zapomniał o istnieniu podstawowych środków. Zapomniał o istnieniu kontekstu. A co by było, gdyby potraktować dosłownie JEGO twórczość? Mimo że lansował samodzielne myślenie, dziś nie ma pytań. Ma gotowe odpowiedzi.

Okres jest przedwyborczy. Na kogo zagłosujemy? “Nie wiem, wszyscy są fajni” – chciałoby się odpowiedzieć cytatem. Źródło uciekło. Mam nadzieję, że nie wyschło.

Pogoda jest piękna. Mimo że dzieci i młodzież poszła do szkół (wrzesień; organy indoktrynacji już moczą majtki z radości), ciągle są wakacje. Uświadom to sobie, sobie.

A jeśli jest listopad? Bo listopad jest również. Wystarczy spojrzeć. Choć to akurat czerwiec:

czerwiec na trójstyku

Abp Stanisław Gądecki pisze list do księży, bo w wakacje w jego diecezji pięciu opuściło szeregi. Kapłaństwo to, kapłaństwo tamto. Służba kapłańska, kryzys kapłaństwa, rzeczywistość, w której osadzony jest każdy kapłan… Zaraz, zaraz, kto to jest “każdy kapłan”? Arcybiskup zapomniał, że to każdy ochrzczony. Na mocy sakramentu chrztu. Tak, właściwym sakramentem kapłaństwa (również kobiet i dzieci) jest chrzest. Nie inaczej.

Loża szyderców

Banalna obsada "Lipowa" i "Zielonej granicy" nie zachęca. Reżyserzy mają to szczęście, że mogą reżyserować w różnych teatrach. Aktorzy rzadziej. Widzowie zwykle skazani na jeden (swój) teatr, nie wyobrażają sobie innej obsady. Więc księdzem będzie Olaf, Julię zrobi się na rudo, a Maja pierwszy raz zobaczy żubra. Anię obłoży się materacami.

Widzów Pana Samochodzika potraktuje się jak idiotów.

Widz nie jest idiotą - oto przesłanie z konferencji prasowej z twórcami filmu Zimna wojna. Okazuje się, że nie trzeba patrzeć w bok czy w górę całą głową. Wystarczy ruszyć oczami. Podobno.

(szydercy z miasta)

Dopisek od Redakcji: w kolejnych krokach napiszemy o tym, że i jak bardzo nam się Zielona granica, jeśli można tak się wyrazić, podobała.

Czas na fabułę

na zdjęciu: Dom z bunkrem

Dawno temu w odległej galaktyce Nagły wybuch obstrukcji w naszym parlamencie, spowodował, że dwóch ministrów szczególnie poczuło się w obowiązku, by zainterweniować. Jeden wstał, drugi powstał, wskazali palcami sufit i jeden wyrzekł: Tam oto jest Słońce. Ono się zaraz zaćmi, jak nie przestaniecie. Gdy tłum to zobaczył, a zwłaszcza gdy usłyszał przepowiednię, wpadł w popłoch. Posłowie zaczęli popuszczać. Postanowiono zmoderować marszałka i wydać wreszcie na świat ustawę. Tym sposobem na właścicieli fliperów wykorzystywanych do celów zarobkowych nałożono wysoki podatek od topniejących lodowców.

Co za ulga, co za radość umieć odróżnić prawą stronę sejmu od lewej – pomyślał człowiek, którego aktualnym zawodem było bycie marszałkiem. – Nie jestem zbędny. Jesteśmy potrzebni! Dostarczamy światu różne nowe ustawy i ciężko pracujemy! Ale gdy jedna z posłanek zadała mu trzecie z rzędu, może czwarte bezczelne acz małostkowe pytanie, poczuł nagłe ukłucie głodu. Szybko ogłosił przerwę i rzucił się pędem do bufetu. Tam kupił ciastko i kawę. Jadł i myślał: na kogo głosowałby dzisiaj Władek Jagiełło, gdyby teraz był królem? Posłanka siedziała przy jego stoliku i uparcie wpatrywała mu się w oczy.

Co za nieszczęście mieć taką wysypkę – pomyślała kobieta-poseł. Co za koincydencja – pomyślał człowiek-marszałek, dostrzegając jej świdrujący wzrok – że nadzoruję tę osobę. Wstał i powitał ją z uśmiechem na wyciągnięcie ręki.

(uwaga, wszelkie podobieństwa do osób i zdarzeń, jeśli zaistniały, to przypadkowo i bez intencji)

Stefan Traktorzysta Miał więcej zasad niż Żydzi praw w Talmudzie. Na przykład jadał tylko na siedząco. To była święta zasada, dlatego tego razu cały dzień stał w kolejce za meblami, a Stefan nigdy nie stał na siedząco, więc koniec końców w okolicach zachodu wziął i zemdlał. Tak oto się skończyła jego przygoda z meblami, bo gdy Stefan stracił swoją kolejkę, ostatnie meble się rozeszły. Został z wczesnym Gierkiem w salonie i półkotapczanem w sypialni. Ale co to za przygoda bez suplementu: gdy Stefan leżał nieprzytomny, skradziono mu wszystkie kartki na mięso. Załamał się, bo mięso kochał bardziej niż czcił zasady. Ciągle mówił “kurde” i długo nie pociągnął.

* * *

Tropimy ptaki Chodzimy po lesie obwieszeni latarkami z krakowskiego punktu myśliwskiego spod budki z drożdżówkami. Kraków to nie tylko obwarzanki. Magda, która nas nie prowadzi, bo przodem idzie jakiś gruby kot, jest stanowcza do bólu. Zastanawiamy się, czy przez jej odpowiedzi nie przebija ironia. Albo inaczej. Ona się przebija, jak najbardziej, jak szydło z worka na świat, ale czy to ironia intencjonalna, czy w naturalnym porządku rzeczy zawarta ironia samoistna. Jeśli głupie są decyzje przełożonych, to wystarczy się do nich stosować, a ich głupota sama wyjdzie na światło latarek. Światło dzienne z kolei samo wychynie na świat o świcie – siłą rzeczy. Rzeczy mają siłę dziania się. Skąd ta siła? Więc jeśli coś się dzieje, to siłą rzeczy lub samo z siebie – niepotrzebne skreślić. My latarek nie zapalamy. Gdyby tak skreślać co niepotrzebne, nie szedłby przodem ów gruby kierownik wycieczki w futrze baranim, a my za nim, jak te owce na rzeź prowadzone. My jesteśmy nieznanym światu rodzajem owiec. Jesteśmy owce bojowe. Ten kot z przodu to żaden bojowy. To kot w baraniej skórze, nic więcej.

Jest ciemno, a ciemność w lesie to jest wyższy poziom ciemności. Ciemność obiektywna, mierzalna, to jedno, a ciemność odczuwalna jest tym czarniejsza, im las gęstszy, im poszycie pod nogami bogatsze. Brodzimy w liściach, potykamy się o konary i wystające z ziemi, lgnące do ciemności korzenie. Ciemności kryją ziemię.

Przygoda z portfelem Miałem przestarzały portfel ale oszukałem gościa, który chciał go ode mnie kupić. Mówię do niego: to bardzo dobry portfel i daleko mu do przestarzenia. I mrugam, żeby nie zaglądał mi w tęczówki, bo tam zwykle widać czy się nie kłamie. W portfelu były dwa irysy. Facet kupił portfel, sowicie mi zapłacił, a za irysy wystawił pochwałę. Trochę buc, ale polecam interesy z tym gościem.

MIMO ŻE na jesień

Z tymi wakacjami historia jest złożona. Wakacje bowiem to rzecz względna i nabyta jak wszystko. Dostana. Udostępniona. Dana i zadana.

Wylewa się, choć niektórym ulewa. Stąd mamy manifesty lub opisy. Odwrotnie. W sensie, jak się komuś wylewa, to wychodzi opis, na przykład opisową może być etyka. Nauka o moralności (z akcentem n “u”, bo nauka to polskojęzyczne słowo, a te z zasady akcentowane są na przedostatnią sylabę; i to już jest wściekły postulat, ale nie wyprzedzajmy faktów). Zauważmy, nauka to etyka, przedmiot to moralność. Nie odwrotnie. Nie zamiennie. Nie równoznacznie. A jak się komuś ulewa, to się robi żal, frustracja, wściekłość (i to jest już fakt) i etyka normatywna.

Mówi się, że współczesna sztuka jest sztuką lewicową – powiedział jeden z rozmówców. Informacja jest więc z trzeciej ręki. Gdy znaleziono, niestety, poszkodowanego, po jego zeznaniach, że nic nie pamięta, wykluczono udział osób trzecich. Nie dziwi zastosowanie liczby mnogiej, trudno niech sobie będzie. Intryguje siła przenośni. Brak jakiejkolwiek osoby drugiej nie przesunął w hierarchii osób tych z pozycji trzeciej. Mimo że mamy piękny przykład Stanisława Tymińskiego, powiada się, że jeszcze nigdy trzeci kandydat nie zaszedł tak daleko jak Paweł Kukiz. A to dlatego, że Tymiński przeskoczył ówczesnego premiera, Tadeusza Mazowieckiego, co na Urząd kandydatem był takim, któremu sondaże dawały drugą pozycję. Dziś można powiedzieć, że obecnie, w tym czasie przejściowym, który mamy po wyborach, ale przed uformowaniem nowego rządu, zaszłego premiera przeskoczył nowy marszałek. Ten prawdziwy, nie wymyślony. Skąd jednak ta teza, od której wyszliśmy i do której chętnie byśmy nie wracali, że nie zostało nic, jeno lewica? Wyjaśnienie jest trywialne. To klaskaniem mamy obrzękłą prawicę.

Mimo że mimoże. Jeżeli mamy do czynienia z jakimś blokiem informacyjnym, który pomijamy, a o którym nie chce nam się wspominać, w sensie mówimy, że pomijamy, ale żal nam strzępić języka co do szczegółów, możemy uzyć neologizmu “mimoże. Coś jak “mimoza” ale mimoza jest już zajęta. Coś jak “niebożę” ale co innego znaczy. Otóż mimo że mimoże jest elegancką wersją (literacką) wyrażenia bardzie ulicznego mimo że coś tam. No i oszczędniejszą zarazem, bo jednak JAK BY NIE LICZYĆ (czyli jakkolwiek liczyć), coś tam to dwa słowa, a mimoże tylko jedno.

Mimo że grudzień, mimo że Mikołaja, mimo że śniegu pełno, to jest jednak ciągle, schyłkowa, bo schyłkowa, ale zawsze (hę???) jesień.

Za to zima przywitała nas pierwszym sniegiem.

Muzyka

Odkryciem jest Pio Szorstien, gitarzysta Świetlików z zespołem, który nagrał już trzy płyty. Ten zespół to duet: Tomasz Radziszewski i Piotr Korsuń. Czy nowy Flapjack przekonuje? Trudno powiedzieć. Jednak fajnie, że gra. Samo to już przekonuje do trzewi.

Gipsowy odlew falsyfikatu Lecha Janerki to wydarzenie roku. Ta płyta jest bardzo krótka! To płyta, która nie może nie mieć morza recenzji. To pozycja, którą trudno ocenić. Chyba lepiej zwyczajnie chłonąć ją śpiąc i nie śpiąc.

Film

Czy rzeczywiście obsada Zielonej granicy jest banalna, jak napisali Szydercy z Loży? Banalna nie, lecz z kolei nie tyle przewidywalna, co rozczarowująco niezaskakująca. Ale (!) tylko w zakresie aktorów rozpoznawalnych. Po prostu pani Agnieszka ma swoich ulubionych aktorów, ma prawo ich mieć, ma prawo z tego prawa korzystać. Ma prawo być jak Allen czy Almodovar. Aktorzy grają jak trzeba, czyli że jest w porządku. Zielona granica ma siłę i – jak to ktoś gdzieś już napisał – poza kilkoma szczegółami jest bardzo dobrym filmem. Bo prawdziwym bardziej niż się zdaje. I bardziej anty-europejskim niż narodowcom się wydaje, że jest anty-polskim. No ale oni go nie oglądali.

Kłaniamy się nisko POPH – Podlaskiemu Ochotniczemu Pogotowiu Humanitarnemu.

Czekamy na obraz Kasi Smutniak.

Czekamy na zakończenie kryzysu humanitarnego na granicy polsko-białoruskiej.

Książka

Aleksandra Domańska, Trójstyk. Gawęda o granicach

Wpadła mi w ręce już dawno, wypatrzyłam ją na półce z nowościami, obejrzałam i przeczytałam prolog – a wszystko to powodowana głównie zamiłowaniem męża do trójstyków (które, można powiedzieć, kolekcjonujemy). Prolog zachęcił mnie do lektury, którą odłożyłam ad acta. Domańska pisze w nim o swoim sentymencie do Suwalszczyzny, do której zwykła przyjeżdżać latem i – z czułością – o pięknie krajobrazu, spacerach pośród pól z suką Sabą oraz o powziętym przez siebie postanowieniu poznania historii tych ziem.

Gdy kilka dobrych miesięcy później przystąpiłam do czytania “Trójstyku”, byłam zaskoczona. Sądząc po malowniczym, literacko wysmakowanym wstępie, nie spodziewałam się, że reporterska narracja będzie gęsto utkana z cytatów i odwołań do źródeł, relacji, publikacji naukowych i literatury, przywołując mnogość faktów historycznych i nazwisk ludzi uwikłanych w historię tego skrawka ziemi i stanowiąc erudycyjny wykład tejże historii, począwszy od “na wpół mitycznych Jaćwingów”. Co ciekawe, autorka przywołuje też literaturę piękną, w tym poezję, co zbliża “Trójstyk” do eseju. 

I choć historię okalających Trójstyk ziem, gdzie na przestrzeni stuleci przenikały się, przemieszczały się i ścierały żywioły pruski/niemiecki, litewski, polski, żydowski i rosyjski Domańska opowiada od czasów najdawniejszych, zrozumiałe jest, że najwięcej miejsca poświęciła XX wiekowi, który odcisnął na ich mieszkańcach szczególnie okrutne piętno. Wystarczy wspomnieć choćby o dramacie Mazurów, potraktowanych przez Armię Czerwoną z całym bestialstwem jak Niemców podczas jej zwycięskiego przemarszu po II wojnie światowej. Albo o losie polskich ewangelików, którym podczas hitlerowskiej okupacji automatycznie przypisano niemieckie obywatelstwo (i niezależnie od woli, wciągnięto na listy volksdeutschów), rozliczonych z tego po wojnie i zmuszonych do opuszczenia ziemi ojców. O losach ludności żydowskiej nawet nie muszę wspominać.

Zdanie “Historia bowiem to śmiertelne zagrożenie dla naszego życia fundowane nam nie przez wyroki Opatrzności czy los, lecz przez nam podobnych, którzy uzurpują sobie prawo, by urządzać świat, zakreślać granice, wskazywać wroga” mogłoby być mottem książki (gdyby nie był nim cytat ze Stasiuka: ,, Dobrze jest żyć w krainach nieoczywistych, ponieważ ich granice zawierają w sobie więcej przestrzeni, niż wskazuje geografia”).

Autorka relacjonuje historię Trójstyku z empatią wobec skomplikowanych ludzkich losów, próbuje zrozumieć niejednoznaczne wybory moralne i polityczne. A o te w tym miejscu na ziemi było łatwiej niż gdziekolwiek indziej – dobrze to widać zwłaszcza w biografii Henryka Mereckiego (bohatera? zdrajcy?), polskiego partyzanta, który z pobudek patriotycznych i pragmatycznych został sowieckim szpiegiem, pierwowzoru postaci Hansa Klossa.

Ale “Trójstyk” to nie tylko historyczny wykład. Domańska podejmuje też refleksję nad istotą istnienia i umownością granic, będących rezultatem “gry w wojnę i dyplomację”, prowadzonej w zaciszu gabinetów światowych przywódców w całkowitym oderwaniu od dramatów ludzi, których te decyzje dotyczą.

Choć lektura książki wymaga od czytelnika dużego skupienia uwagi, to niewątpliwie jest ciekawa (dla mnie interesujące było zwłaszcza prześledzenie, jak dojście Hitlera do władzy i narastanie nazizmu odzwierciedla się w kronice szkolnej z Rogajn – wtedy w granicach Prusów Wschodnich). Chylę czoła przed benedyktyńską pracą autorki, ogromem źródeł, do których dotarła – czego rezultatem jest niezwykle bogata faktograficznie książka. Warto odbyć z autorką podróż w czasie po historii tej krainy “peryferyjnej, prowincjonalnej i wielokulturowej”, w której wszystko sprzyjało tworzeniu (i przesuwaniu) granic.

[mo]

Posłowie

Jesień pożegnała nas rozgonieniem zarządów Polskiego Radia i Telewizji Polskiej. Ale my nie mamy jakiejś podniosłej nadziei na odrodzenie takiej Trójki, jaką ona była, gdy jeszcze była, zanim nastał rok 2001. Na “do kolejnego przeczytania” poleca się (bez oderwania od kontekstu) piosenka wiecznie żywa. To zespół T. Love z legendarnych czasów zanim – jak głosi jedna z narracji – w ogóle powstał:

Rekord Redakcji w kostce Rubika: 25:551 sek.

No i taka to robota.

rys. Malarz Seba

.

Marzec/Kwiecień | Wydanie specjalne przedwyborcze | Październik/Listopad

.

.

.

.

.

.

.

Comments are closed.

Mission News Theme by Compete Themes.